środa, 16 grudnia 2015

Szlak Kulinarny Podkarpackie Smaki - cz. 1

Po mojej wakacyjnej, ekspresowej wycieczce na wschód, nie przypuszczałam, że tak szybko trafię znów w tamte rejony. Miałam już nie ruszać się w tym roku z Wrocławia, ale dostałam propozycję odwiedzenia Szlaku Kulinarnego Podkarpackie Smaki. Pomyślałam – trzy dni na Wschodzie, trzy dni próbowania kuchni regionalnej i trzy dni z ludźmi, którzy mają absolutną korbę na punkcie kulinariów – nie znalazłam argumentów, żeby dotrzymać danego sobie wcześniej słowa.

Spotkałyśmy się (bo jechałam z Warszawy) z wrocławianką bloggerką – Agatą z Kuchni w Formie w wieczór poprzedzający naszą kulinarną objazdówkę na rzeszowskim Rynku. I już pierwsze zaskoczenie – zniknęły szpecące to miejsce parasole i ukazała się piękna panorama dziewiętnastowiecznych kamienic. Ale co najważniejsze pojawiło się mnóstwo nowych gastronomicznych miejsc. Nasz program był obficie zaplanowany, więc jedyną opcją było zjedzenie kolacji w Rzeszowie w wieczór poprzedzający naszą objazdówkę. Wybrałyśmy Restaurację Radość (Rynek 24) – miejsce, które opiera swoją kuchnie o polskie składniki, kreatywnie je łączy, używa tradycyjnych i nowoczesnych metod obróbki i podaje dania w zachęcających formach. Spodobał mi się również tutejszy wystrój wnętrza – sielanka, ludyczność, ale w gustownym, nowoczesnym wydaniu.




grunt to dobry start, czyli obowiązkowa wizyta w Kawie Rzeszowskiej

Ale wróćmy do Szlaku Kulinarnego Podkarpackie Smaki - to marka promująca dziedzictwo kulinarne Podkarpacia, projekt zainicjowało i prowadzi Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpacia „Pro Carpathia”, a współfinansowany jest z środków projektu „Alpejsko-Karpacki Most Współpracy”. Na tej trasie znajduje się 51 obiektów gastronomicznych i podzielić można ja na trzy szlaki: bieszczadzki, beskidzko-pogórzański i północny. Ja wraz z grupą kilku blogerów i dziennikarzy kulinarnych, pod wodzą animatora Szlaku - Krzysztofa Zielińskiego, mieliśmy możliwość odwiedzić kilka miejsc z ostatniej z nich. Tutejsza kuchnia objawiła się nam w różnych obliczach – dworskim, chłopskim i „współczesnym”. Do wspólnego stołu zasiedliśmy dziewięć razy i przekonaliśmy się, jak różny poziom i interpretacje kuchni regionalnej występują na tym obszarze.


W naszą kulinarną przygodę weszliśmy łagodnie, a zaczęliśmy ją w przemyskich Cudach Wiankach. Jak na miejsce, w którym zaraz spróbujemy kuchni regionalnej, jest zadziwiająco jasno, lekko i przestronnie. Bo tak jak wystrój, również sytuacja w kuchni jest tutaj nieoczywista – prowadzą je dwie kobiety, które nie mają wykształcenia gastronomicznego, a z pasji i oddania dla sztuki kulinarnej rozpoczęły gotowanie w tym miejscu. Sprawa to dobrze znana w dzisiejszej gastronomii. Dlatego w całym tym anturażu – przyjemnym dla oka, ale jakby skądś znajomym i z historią w tle – tak przecież popularną ostatnimi czasy, czuję się jak „u siebie w domu”. Próbujemy tutaj menu degustacyjnego – siedmiu dań, z których większość trafia w moje gusta, a w smakowej pamięci zapada szczególnie cudny żurek.


deser: ciastko czekoladowe i kubek zimnego mleka

Sielankowa atmosfera Cudów Wianków powoduje, że zapominamy o czasie, za oknem zapada zmrok, a my mamy już pierwszą obsuwę w naszym harmonogramie wycieczki, dlatego zaraz po opuszczeniu tego miejsca, bez możliwości rozejrzenia się po tym magicznym mieście (trzeba będzie tu wrócić!), udajemy się od razu do Zamku Dubiecko


Niestety jest już ciemno i wspaniały – tak się przynajmniej domyślam – 11-hektarowy park z egzotycznymi drzewami i szeroki horyzont z panoramą na okolicę, mogę sobie tylko wyobrażać. Zasiadamy zatem do stołu, na którym tutejszy szef Kuchni Janusz Pyra serwuje specjały kuchni dworskiej – klasyczne mięsa, do których obróbki używa też nowoczesnych technik i nie boi podawać się ich w odświeżonych formach i w nieoczywistych połączeniach. Jest mięsnie, a więc dla mnie dość ciężko, na szczęście w trakcie kolacji udajemy się na zwiedzanie zamku – sala balowa, prywatne pokoje... Zaprzyjaźniam się z gadającą papugą, która podobno lubi blondynki, a kiedy od niej odchodzę, mówi: „Chodź tu!”. W związku z tym miejscem w mojej pamięci najbardziej zapisuje się długa historia zamku, żyjący tu ród Krasickich, z najbardziej znanym – Ignacym, powstanie kolędy „Bóg się rodzi!”, czy bohater, a właściwie antybohater, Stanisław Stadnicki, potem już upadek świetności tego miejsca oraz zmagania i ciężka praca właściciela, z którym mieliśmy przyjemność zasiąść do stołu i zwiedzać Zamek. 


gęsie pipki 



kaczka sous-vide, strudel ziemniaczany, mus selerowy, karmelizowane wiśnie i jabłka, biała czekolada

Po Zamku w Dubiecku następuje absolutny zwrot akcji – czekają na nas już w Karczmie pod Semaforem. Mieliśmy tu z gospodynią nauczyć się robienia proziaków, ale wcześniejsze przygody wciągnęły nas tak bardzo, że jedyne na co mamy czas, to spożycie przygotowanych już dla nas tych regionalnych bułeczek – jeszcze ciepłych, idealnie pulchnych, do tego w towarzystwie „swojskiego” masła, twarogu ze szczypiorkiem, smalcu, konfitur. Proste składniki z gospodarstwa własnego lub sąsiadów, to jasny przekaz – jest pysznie. Dzień wcześniej swoją aprobatę dla tego miejsca wyraziła również redakcja przewodnika Gault&Millau, w którym Karczma pod Semaforem została wymieniona. Najpiękniejsze w tej historii jest to, że prężny marketing Żółtego Przewodnika nie dotarł jeszcze do Bachórza, a państwo Kopaccy nie mieli pojęcia, że do ich Karczmy przyjeżdża ktoś taki, jak inspektorzy Gault&Millau, którzy ocenią to, co dla nich naturalne i czemu oddają się od lat. 


pan Karol Wal - właściciel winnicy, restauracji i kurortu Winnica Maria Anna

Okazało się, że to nie koniec kulinarnej przygody na dziś. Przed nami jeszcze Winnica Maria Anna w Wyżnym. To pierwsza podkarpacka winnica, która zapoczątkowała legalną sprzedaż wina w tych rejonach. Tutaj degustujemy to, co wytwarza się na miejscu – wina Sibera, Ortega, Cuve, Regent z 2013, Saival oraz wina o dźwięcznych nazwach polskich instrumentów muzycznych – Złóbcoki, Maryna, Bazuna z pobliskiej Sztukówki, którego właściciel Leszek Szczęch (człowiek o bosych stopach) w ten wieczór również zaszczyca nas swoją obecnością. Do tego lokalne sery wytwarzane kilka kilometrów stąd – jest pysznie. Z każdym kieliszkiem coraz bardziej?




Ten jakże obfity dzień może pomóc Wam w planowaniu swojej wyprawy w podkarpackie i najlepiej zróbcie to wolniej niż my i delektujcie się każdą chwilą w tej urokliwej krainie. W najbliższych dniach kolejne miejscówki ze Szlaku Kulinarnego Podkarpackie Smaki, które być może jeszcze bardziej przypadną Wam do gustu. W kontakcie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz