W sierpniu odwiedziłam Bieszczady. Powróciłam po dziesięciu latach. Był to przyjacielski "cauchsurfing" - doświadczenie dość niezwykłe - dzięki mojej przyjaciółce mogłam spojrzeć na turystyczne miejsce oczami tubylca. Z jednej strony trochę magii prysło, a z drugiej dzięki niej miałam dostęp do "ezoterycznych" kręgów. Bilans wychodzi na plus, bo tak oto Bieszczady stały się moimi ulubionymi polskimi górami!
Wyjazdowymi planami tym razem było: oglądanie świata z perspektywy lotu ptaka oraz spróbowanie lokalnej kuchni. Jedno i drugie udało się w stu procentach. Wspomnienia zostały we mnie, bo na najpiękniejszym szczycie zepsuł mi się aparat, a najsmaczniejsze potrawy znikały nim zdążyłam zrobić zdjęcia.
Wydarzyło się jeszcze wiele niematerialnych cudów, ale przecież to blog o jedzeniu, więc opowiem Wam o kuchni, której udało mi się skosztować.
Bieszczady to teren gdzie przenika się wiele kultur, taka jest również kuchnia tamtych terenów. To co polskie łączy się tutaj z wpływami ukraińskimi, bojkowskimi, łemkowskimi, węgierskimi. Ich wspólny mianownik stanowi zdecydowanie chłopska kultura kulinarna, a więc mamy do czynienia z kuchnią ubogim. Na wąską grupę produktów miały również wpływ surowy górski klimat. Dla mnie idealnie! Uwielbiam połączenia kilku (3-5) "wyrazistych z natury" smaków-składników dobrej jakości. Jeśli tak, jak ja, jesteś człowiekiem, który zadowala się po mistrzowsku przyrządzoną kaszą gryczaną okraszoną zeszkloną cebulką i szklanką maślanki - kuchnia Bieszczadów jest dla Ciebie!
Tutejsze przepisy opierają się przede wszystkim na węglowodanach, potem na tłuszczach i w najmniejszym stopniu na białku pochodzenia zwierzęcego. Podstawowe produkty, to: mąki, kasze, ziemniaki, produkty mleczne, kiszonki, grzyby. Ulubione przyprawy: czosnek niedźwiedzi, kminek, czarnuszka. Jeśli chodzi o potrawy, współcześnie, niestety, przeważają te mięsne, wśród nich zdecydowanie przodują pstrąg, jagnięcina, na szczęście niektóre restauracje z dumą wracają do tradycyjnego, skromnego jadłospisu, wtedy spodziewać możemy się: fuczek, maczanki, placków gryczanych przypominających pancakes, czy po prostu jagód ze śmietaną.
Poniżej kilka moich subiektywnych wskazówek, gdzie warto zjeść w Bieszczadach, a właściwie gdzie warto zjeść w Wetlinie i okolicach. (Kolejność chronologiczna) Smacznego!
1. Wiklinowa Zatoka
Wetlina 118
Nowe miejsce, gdzie obecnie "skupia się tutejsza bohema" (cyt. z tubylca), klimat swojski, wnętrze nieco ciemne, choć przytulne, z zakusami na domowe - książki, kosze z owocami, muzyka z winyla, ogród z paleniskiem, a u góry pokoje do wynajęcia. Kuchnia jedyna w swoim rodzaju - jedyna w promieniu kilkunastu kilometrów kucharka respektująca twoje wegetariańskie, czy wegańskie potrzeby. W menu wegańskie, zielone zupy (z czosnku niedźwiedziego, pokrzyw, czy brokułów), potrawy kuchni chłopskiej: fuczki, pierogi, gryczane placki oraz improwizacje na życzenie. Wielkim minus, od takiego łasucha jak ja, za brak deserów.
2. Stare Sioło
Wetlina 71
Bardzo dobrze zaadaptowana historyczna przestrzeń, zapamiętam ja w szczególności ze względu na grilla. Klimat nieco ekskluzywny - bogate, mięsne menu, rozpalany wieczorami kominek, koncerty jazzowe, a pod nami piwniczka z winami. W karcie elementy tradycyjne z nowymi pomysłami, ale bez nadętych popisów, dobrze wyważone. Zdecydowanie warto skusić się na ruloniki oscypkowe, pierogi z bobem, dołmę tatarską. Miejsce dobre na randkę z romantyczną perspektywą na góry.
3. Wilcza Jama
Smolnik 23
Najpiękniejsza restauracja/karczma/nocleg jaki widziałam w polskich górach. Urządzone z niezwykłym gustem, miejsce z historią - niedługą, ale wartą poznania. Tutaj natura splata się z kulturą w duchu wzajemnego respektu. Widać wielkie serce właścicieli, którzy mieszkają za ścianą kuchni. Jeśli już o tej mowa to spotykamy tu zdecydowanie kuchnię myśliwską, polecaną między innymi przez Roberta Makłowicza. Warto zrobić sobie space po sporym terenie gospodarstwa.
4. Karczma Brzeziniak
Przysłup 27
Przestrzeń o zdecydowanie rodzinnym charakterze. Budowla współczesna stylizowana na górski dworek. Menu w stylu "dla każdego coś miłego" - sięga do tradycji, którą odtwarza w pomysłowy sposób, choć pojawiają się w nim elementy, które łagodzą jego miejscowy charakter (frytki, kotlet). Szczególnie polecam spróbować borowikową bojkowską zupę, gotowana z przepisu z roku 1650 - feeria smaków od słodyczy, kremowości, po pieprzowe nuty - chyba najlepsze, co jadłam tym razem w Bieszczadach.
Z cieknącą ślinką wspominam również pierogi od sąsiadki, która od lat codziennie lepi ich ok. 200-300 sztuk, wtajemniczeni mogą do niej zajść i kupić najlepsze, i chyba najtańsze jedzenie w Wetlinie - wegetariańskie pierogi za 30 groszy sztuka, a chleb za 5 złotych, czyż to nie paradoks? Moimi faworami są: szpinak+wędzony ser, soczewica, kasza gryczana+ czosnek niedźwiedzi, kapusta+grzyby.
Wieczorami warto zajrzeć do takich miejsc, jak Ranczo - wielkie brawo za muzykę i za to, że przypomnieliście mi o bilardzie, czy Baza Ludzi z Mgły z szafą grającą i urzekającym barem.
W związku z tym, że zbliża się jesień, czyli najpiękniejsza pora roku w Bieszczadach, polecam Wam nocleg w Cieniu PRL-u i życzę szerokiej drogi na połoninach.
Agniecha
Fakt, Bieszczady to najcudniejsze góry Polski !!! jedyne w swoim rodzaju i co najważniejsze jeszcze nie zapchane turystami... My zawsze uciekamy do takich miejsc tzn. cudna przyroda i brak tłumów . W sierpniu też byliśmy w Wetlinie i też często zaglądaliśmy do Wiklinowej zatoki. Urocze miejsce baaardzo klimatyczne... Odkryliśmy je trzy lata temu - wtedy to była Nora pod Beskidnikiem. Kuchnia tego miejsca przepyszna - zupa pokrzywowa niesamowita, a naleśniki z jeżynami poezja, no i grzaniec piwny w chłodne wieczorki przy ognisku i dżwiękach gitary eeech bylo cudnie i smacznie .... polecam - pozdrawiam Edyta
OdpowiedzUsuńW takim razie być może się spotkałyśmy, bywałam tam szczególnie w porze ogniskowej ;) A co do zapchania turystami, chyba coraz bardziej niestety również dopada to i Bieszczady... rozmawiałam z kilkoma fanami Bieszczadów, którzy bywają tam od 25 lat i ciężkim westchnieniem wspominają klimat z przeszłości. Mam nadzieje, że ocalimy te góry. Zatem do zobaczenia na bieszczadzkim szlaku!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, nigdy nie bylam w Bieszczadach i niestety wiem co straciłam... z licznych, magicznych opowieści ;P
OdpowiedzUsuńWszystko przed Tobą! A warto z pewnością. Z resztą widziałabym Cię tam pichcącą nad jakimś garnkiem. Dlatego radzę nie liczyć kilometrów i godzin w drodze i wybrać się niczym na drugi koniec miasta! :)
UsuńJa wszędzie jeżdżę to jem bez umiary :D polecam tutaj artykulik naszebieszczady.com/co-jesc-w-bieszczadach/
OdpowiedzUsuńO właśnie, też trafiłam na http://www.naszebieszczady.com/co-jesc-w-bieszczadach/ i muszę przyznać że było bardzo fajnie. wycieczka nam się udała, spotkaliśmy super ludzi i skosztowaliśmy prawdziwej, dobrej kuchni
OdpowiedzUsuńFajna lista:) Dorzuciłbym jeszcze 7 pozycję: Karczma we Młynie (Ustrzyki Dolne, ul. Fabryczna 12). Oprócz klasycznych makaronów czy naleśników na słodko i ostro zjemy tu tradycyjne proziaki, knysze z ziemniakami i serem białym, podawane z sosem czosnkowym i żurawiną oraz klusz – kluseczki ziemniaczane z sosem pieczarkowym lub gulaszem.
OdpowiedzUsuń