poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wegetariańskie tarteletki

Dzisiejszy przepis nie jest dla tych, którzy zastanawiają się nad zawartością swojego talerza. Będzie taki grzech, jak biała mąka i prawie bezwartościowe pieczarki. Nic nie poradzę, czasem mam zapędy do tego, co tylko wygląda ładnie lub łechce podniebienie swym słodkim smakiem, tym bardziej w ostatnie, beztroskie weekendy lata...

Tarteletki z farszem z pieczarek 

Ciasto:
- 2 i 1/3 szklanki mąki pszennej
- 100 g masła
- 1/3 szklanki wody
- szczypta kurkumy

Ogrzane w temperaturze pokojowej masło pokrojone w na małe kawałki łączymy z mąką i kurkumą, w trakcie dodajemy wodę; zagniatamy. Gotowe ciasto rozwałkowujemy i wycinamy kwadraty o powierzchni większej niż górna średnica naszych foremek na tarteletki. W wysmarowane masłem foremki wkładamy ciasto, dokładnie przyciskając do ścianek; obcinamy fragmenty, które wystają poza ich wysokość; nakłuwamy powierzchnię ciasta widelcem. 

Farsz:
- 500 g pieczarek
- 2 duże cebule
- 3/4 pęczka natki pietruszki
- 2 łyżki masła
- sól himalajska
- pieprz czarny
- kilka kropel soku z cytryny

Cebule pokrojone w "ćwierć-księżyce" smażymy na złoty kolor na maśle, pod koniec dodajemy posiekane pieczarki. Dusimy tak długo, aż odparują całą wodę. Przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Po czym zdejmujemy z ognia i posypujemy posiekaną pietruszką. 



Gotowym farszem wypełniamy tarteletki do 3/4 wysokości. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180-200 stopni na około 25 min. Pod koniec układamy plasterki/starty ser - mozzarella, cheddar, gouda - rodzaj według uznania i zapiekamy jeszcze minutę. 
Gotowe tarteletki podałam z surowym sosem pomidorowo-paprykowym.

Sos:
- 1 średnia papryka
- 3 pomidory lima
- 2 ząbki czosnku
- oregano
- bazylia
- chili

Pomidory sparzyć wrzątkiem (im dłużej trzymamy je w wodzie, tym cieplejszy będzie nasz sos), wrzucamy do blendera. Dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę i przyprawy. Blendujemy i gotowe. 

Smacznego!
Agniecha



sobota, 25 sierpnia 2012

Zielone koktajle, czyli słów kilka o zielonej krwi

Dziś post informacyjno-praktyczny o pewnym witariańskim przysmaku. Z pewnością część z Was słyszała lub smakowała już zielonych szejków. Chciałam zebrać w tym wpisie wszystkie wiadomości o tym dlaczego warto włączyć je do swojej diety, jak wpływają na nasz organizm oraz jak je przyrządzać. W większości informacje zawarte poniżej pochodzą z książki "Rewolucja zielonych koktajli" Victorii Boutenko, która z większością swojej rodziny stosuje dietę witariańską. Zielone szejki są wypadkową jej spontanicznych praktyk podczas stosowania surowej diety, które we wspomnianej książce zostały omówione w sposób naukowy.

Zacznijmy zatem od tego, czy wszystkie zielone rośliny mogą być używane do przyrządzenia kotktajlu - "Moja definicja >>zieleniny<< - pisze Boutenko - to płaskie liście roślin, przymocowane do łodygi, które można owinąć wokół palaca, z kilkoma wyjątkami, m. in. miękolczy koszenilodajnej i selera naciowego", dalej zaznacza też, że nie są to również niedojrzałe owoce.
Tutaj lista zieleniny, który przedstawia w "Rewolucji...":

ROŚLINY UPRAWNE
amarant
burak liściowy - botwinka
cykoria endywia
cykoria sałatowa radicchio
endywia
jarmuż
kapusta chińska bok choy
kapusta pastewna
krwiściąg mniejszy
liście bambusa
liście dyni
liście goji (kolcowój pospolity)
liście miękolczy koszenilodajnej (nopal cactus)
liście ogórka
liście winogron
łoboda
mizuna
młode źdźbła pszenicy
nać buraka
nać marchwi
nać pietruszki
nać rzodkiewki
roszpunka warzywna
rukola
sałata (wszystkie odmiany, czerwone i zielone)
sałata frisee
sałata rzymska
seler
szpinak
zielona sałata
zielone części gorczycy

DZIKIE ROŚLINY JADALNE I WODOROSTY
babka
dzika gorczyca
dzika rzodkiew
dziki fiołek
gwiazdnica komosa biała
koniczyna
liście i kwiaty róży
lubczyk
margerytka (kwiaty i liście)
mlecz (liście i kwiaty)
pokrzywa
portulaka pospolita
poziomka
rdest
rzeżucha
szczaw
szczaw kędzierzawy
szpinak kubański
ślaz

ZIOŁA
bazylia
bergamotka (mięta pieprzowa)
kolendra
koperek
koper włoski
liście mięty
melisa
mięta
mięta ogrodowa
pachnotka zwyczajna (shiso)
pietruszka naciowa (wszystkie odmiany)
stevia

KIEŁKI - stosujemy nie więcej niż garść i nie częściej niż raz-dwa razy w tygodniu. Kiełki między 3-6 dniem zawierają bardzo dużą ilość alkaloidów.
brokuł
kiełki gryki
koniczyna
kozieradka
lucerna
rzodkiewka
słonecznik

ZIOŁA LECZNICZE - również zawierają sporą dawkę alkaloidów, w razie skutków ubocznych lepiej z nich zrezygnować i zwykle używac jako dodatek.
Funkia (Hosta)
iglica pospolita
jasnota
klon palmowy - młode liście
koniczyna
kwiaty i liście malwy
kwiaty i liście nagietka
kwiaty i liście żywokostu
Lapsana communis (łoczyga pospolita)
Lavatera (ślazówka, malwa krzewiasta) - kwiaty i liście
liść aloesu
liście figi
liście karczocha hiszpańskiego
liście i kwiaty ogórecznika
marchewnik anyżowy
miłorząb
młode igły daglezji
ostropest
przytulia
salsefia
skrzyp
szczawik bulwiasty
trybula

O co chodzi z tym zielonym?
Rośliny zawdzięczają swój zielony kolor chlorofilowi, który przekształca energię słoneczną w ATP, czyli energię potrzebną do życia wszystkim organizmom żywym. Dodatkowo różni się on tylko jedną cząsteczką od hemoglobiny i jest podstawą procesu powstawania wszystkich węglowodanów. Zielone liście zawierają wszytskie istotne minerały, niezbędne witaminy, a nawet konieczne aminokwasy. Jedynie nie posiadają witaminy B12.
Jaki wpływ ma na nas chlorofil?
Można powiedzieć zbawienne - oczyszcza, pomaga w utrzymaniu prawidłowej flory bakteryjnej jelit, działa bakteriobójczo i wzmacnia układ immunologiczny, przyspiesza gojenie się ran oraz leczy stany zapalne, unieszkodliwia większość substancji rakotwórczych, bierze udział w syntezie witamin A, E i K. Zawiera kwas foliowy, który jak wiemy jest cudownym antydepresantem; duże ilości witaminy C pozwalają zachować nam piękny wygląd skóry, zębów; jednym słowem dzięki zieleninie możemy cieszyć się pięknym ciałem, dobrym samopoczuciem oraz pełnią wigoru.

Najwięcej substancji odżywczych znajduje się w liściach tuż przed okresem kwitnienia, potem wszystkie koncentrują się w nasionach, ale liście żółkną i opadają.

Zasady przyrządzania zielonych koktajli:
1. Nasze napoje powinny składać się z 60% zieleniny i 40% owoców. Jeśli nie chcesz/nie możesz jeść owoców, używaj nieskrobiowych warzyw: pomidory, ogórki, słodka papryka, awokado, seler naciowy lub owoce o niskim indeksie glikemicznym - jagodowe, jabłka, wiśnie, śliwki, grejpfruty.
Na początku nie warto zaczynać od zieleniny, która ma charakterystyczny lub intensywny smak. Z czasem sami będziemy szukać nowych, ciekawszych doznań, a nawet zwiększać proporcję na korzyść zieleniny.
Niezwykle dobre w są różnego rodzaju chwasty. Dziko rosnące rośliny, mimo ciągłej walki z nimi, wciąż sobie radzą, co znaczy tyle, że wykształciły dobry system odpornościowy, co jest również stanem pożądanym dla nas.
Ważnym jest, aby w przeciwieństwie do owoców, zmieniać - najlepiej codziennie - rodzaje zielonych liści, bo kumulujące się w organizmie te same alkaloidy powodują nieporządne objawy zatrucia. Jeśli stosujemy wiele róznych unikamy takich konsekwencji i jeszcze lepiej wzmacniamy układ odpornościowy.
2. Najlepiej spożywać dziennie około 3-4 szklanek koktajlu. Warto przygotować go rano, a potem przez cały dzień przechowywać w lodówce (nie zamrażarce!). Sączmy go jak najdłużej, dokładnie mieszając ze śliną. Traktujemy jako osobny posiłek, nie przystawkę lub danie, do którego warto jeszcze coś przegryźć.
Choć Boutenko pisze, że przechowuje swoje koktajle nawet do 60 godzin, ja nie trzymam ich dłużej niż 24h. Jeśli chcemy odżywiać się szejkami na przykład w podróży możemy wlać go do termosu, trzymać w przenośnej lodówce lub zaopatrzyć się w cudowne urządzenie, jakim jest osobisty blender (np. taki).
3. Konsystencja szejka zależy od naszych upodobań - może to być gęsty pudding do jedzenia łyżeczką albo napój, który możemy wypić przez rurkę. Najlepiej rozcieńczać go wodą, ewentualnie mlekiem roślin, a w ostateczności zwierzęcym.
4. Warto postawić na jak najprostsze kompozycje składników. Tak naprawdę wszystko zależy od naszych upodobań - postawmy na maksymalnie 2 rodzaje zieleniny i 3 rodzaje owoców.
5. Szejki słodźmy swoimi ulubionymi owocami, nie słodzikiem. Błonnik zawarty w zieleninie spowalnia wchłanianie cukru z owoców. Najlepiej nie obierać ich ze skórek; w wypadku jabłek i gruszek wrzucać też pestki. Dla smaku możemy używać ulubionych przypraw.
6. Raczej unikajmy nasion, orzechów, olejów, ponieważ spowalniają one przyswajanie.
7. Blendujemy wszystkie składnik w blenderze na najwyższych obrotach przez około 2 min. Im lepiej rozbity chlorofil, tym więcej dobra uwolnione dla nas.
8. Victoria Boutenko poleca zielone koktajle także dzieciom (jej wnuczek pierwszą łyżeczkę napoju dostał w wieku 6 miesięcy) i zwierzętom, które narażone są na spożywanie wielu przetworzonych produktów.











Kilka moich przepisów: 
1)
- sałata rzymska - 6 liści
- 10 malin
- 2 morele
- 6 migdałów
- mleko ryżowe

2)
- sałata rzymska - 2 liście
- rukola - garść
- 5 malin
- 1 banan
- 1/2 antonówki
- mleko krowie

3)
- sałata masłowa - 6 liści
- kilka gałązek pietruszki
- 1 mango
- 1 morela
- imbir
- woda/ kostki lodu

4)
- natka rzodkiewki - z jednego pęczka
- 1 nektarynka
- 5 malin
- woda/kostki lodu

5)
- szpinak baby - garść
- banan
- woda/kostki lodu
















Książkę "Rewolucja zielonych koktajli" możecie kupić we Wrocławiu w Księgarnio-Kawiarnio-Vegedajni Nalanda.
Więcej informacji o rodzinie Boutenko na http://www.rawfamily.com/.

środa, 22 sierpnia 2012

Pasto bobowo-brokułowa - moje kondolencje

Czas biegnie nieubłaganie, błogosławione miesiące lata kurczą się wraz z dobą, zabierając nam ze sobą powoli kolejne pyszne owoce i warzywa. W tamtym tygodniu odszedł od nas tegoroczny, świeży bób. Wczoraj robiłam z niego ostatnie dwa słoiki pasty, którą mogliście znaleźć w menu i rozkoszować się nią w zaciszu swoich domostw.

Na pocieszenie dla tych, którzy nie zdążyli zamówić, przepis, abyście byli przygotowani już na samym początku przyszłorocznego sezonu bobowego.

Pasta bobowo-brokułowa

- 25 dag bobu
- 25 dag brokuła
- koperek 
- ząbek czosnku
- sól himalajska
- pieprz czarny
- olej ryżowy
- pół łyżeczki cukru do gotowania brokuła

Bób gotujemy do miękkości, po czym odcedzając zostawiamy w garnku trochę wody. Brokuł gotujemy w osolonej i posłodzonej wodzie przez 8 min. Blendujemy bób z odrobiną wody (zaczynam od niego, bo skórki, których szkoda wyrzucać - cenne źródło błonnika - są dość twarde), następnie dodajemy pokrojony drobno lub przeciśnięty przez praskę czosnek, znów blendujemy, a potem dopiero wrzucamy do naczynia brokuła oraz olej, sól, pieprz i jeszcze raz blendujemy. Na końcu dodajemy drobno pokrojony koperek i wszystko mieszamy.


Smacznego!
Agniecha
Tutaj pasta podana na krążkach z cukinii z sałatą radicchio


Porcja z przepisu wystarcza na jeden słoik ok. 300 ml.

Pasteryzacja: najpierw wyparzam słoiki i nakrętki, potem do rozgrzanych wkładam także gorącą pastę. Warzywa strączkowe dla bezpieczeństwa pasteryzuję przez 3 dni, po 30 minut w rozgrzanym do 130 stopni piekarniku. Niestety jednak w wypadku tej pasty, nawet przy tak restrykcyjnych regułach, są problemy ze szczelnością słoika. Znacie jeszcze inne sposoby na pasteryzację strączkowych??? 

Co do słoika?!Organizator: WeganNerd

środa, 15 sierpnia 2012

Zupa pomidorowa pod natchnienem

Pomysł na ten post powstał w procesie wieleczynnikowego natchnienia. 
Po pierwsze, nie bez wpływu, zostały powracające nieświadomie wspomnienia z czasów życia, dosłownie, na garnuszku u mamusi. Niemalże cotygodniowym rytuałem było serwowanie przez mamę w poniedziałek zupy pomidorowej. Stosowała ona tak sprytny wybieg, że do niedzielnego rosołu dodawała przecier pomidorowy i śmietanę oraz (żelazna zasada) "grubszy" makaron. Dobra była/ jest jej zupa - tylko ja już rzadko teraz zostaję u niej w poniedziałek, dlatego musiałam wymyślić swoją wersję zupy na początek tygodnia.

Drugim czynnikiem, dla którego powstała moja pomidorowa jest akacja Smaczne Tanie Wegańskie. Czas zatem na przepis i cennik:

Wegańska zupa pomidorowa

- 7 pomidorów lima - 3zł
- 4 zwykłych (?) pomidorów - 4 zł
- 2 średnie marchewki 
- 1 pietruszka
- 1/4 selera 
- 1 cebula - razem 2 zł
- papryczka chilli - 1 zł
- oliwa z oliwek
- ząbek czosnku
- bazylia
- oregano 
- sól himalajska
- czarny pieprz - razem pewnie 1 zł
- 250 ml wody 

Wszystkie składniki - 11 zł. Z tych proporcji powstały 4 spore miseczki zupy, a więc jedna to jakieś 2,75 zł.
 
 
Marchewki, pietruszkę i selera obieramy ze skórki*. Pokrojone w małe cząstki wrzucamy do garnka na rozgrzaną oliwę. Mieszamy, a gdy warzywa nabiorą lekkiego koloru dorzucamy obraną i poszatkowaną cebulę. Dodajemy rozdrobnione chilli i czosnek. Dusimy tak pod przykryciem jeszcze około 7 minut. W tym czasie sparzamy pomidory i zdejmujemy z nich skórkę, potem kroimy na cząstki, żeby jak najszybciej się rozpadły.
Po siedmiu minutach zalewamy warzywa w garnku szklanką wody, a następnie wrzucamy pomidory. Gotujemy razem około 15 minut, a pod koniec solimy, dodajemy pieprz, bazylię i oregano. Zdejmujemy z ognia i blendujemy. Ja podaję z podprażonym słonecznikiem lub pestkami dyni.


Smacznego!
Agniecha

Wracając jeszcze do natchnienia - trzeci powód - moja fotograficzna pamięć, która zakodowała ostatnio taki obrazek:


A więc niech czerwona zupa zrobi Wam dobrze na serducha! Ja tym czasem uciekam na wakacje.

* Kiedyś tego nie robiłam, bo uważałam, że należy zjadać wszystko tak, jak daje to natura. Obecnie obieram co się da lub dokładnie myję - warstwa wierzchnia jest najbardziej narażona na pleśnienie, które wraz z pożywieniem przenosi się do naszego organizmu.

piątek, 10 sierpnia 2012

Dietetyczne pancakes

Sięgając pamięcią wstecz, lanserskie, bo nie nasze - amerykańskie pancakes'y zaczęły być modne jakie 5-7 lat temu. Wszyscy wypowiadali to magiczne słowo, a ja miałam wielką ochotę na spróbowanie typowego, pochodzącego zza Oceanu, naleśnika. Wydawało mi się to niemal tak przejmującym doświadczeniem, jak picie w czasach przedszkolnych seledynowego napoju z przebijanego słomką woreczka. (sic!)
Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że pancakes'y jadłam u swojej własnej babci wcześniej niż wszystkie inne wynalazki przywiezione z Zachodu. Okazało się, że 'racuszki', bo tak się w moim domu nazywało te amerykańskie naleśniki, nie były żadnym dobrem luksusowym, a bardzo prostą przekąską, która doskonale smakowała w towarzystwie typowo polskich okoliczności. Babcia serwowała nam eliptyczne, pulchne, złote placki, doskonale wilgotne od tłuszczu, a do tego, w zależności od okazji, cukier puder lub mus owocowy. Od babci też mam przepis na moje pancakes'y. Ale oczywiście bez modyfikacji się nie obeszło.

Pancakes'y na ciemnej mące bez cukru

- 1/2 szklanki mąki żytniej
- 1/2 szklanki mąki orkiszowej
- 1/2 szklanki mąki pszennej wszystkie z pełnego ziarna
- 420 ml kefiru
- płaska łyżeczka sody
- tłuszcz do smażenia (użyłam oleju ryżowego)

Mąki i sodę mieszamy ze sobą, aż równomiernie się połączą. Dodajemy kefir i miksujemy przez 5 min na średnich obrotach. Smażymy na patelni teflonowej z jak najmniejszą ilością oleju. Ja do swoich mini placuszków użyłam patelni do jajek sadzonych ze specjalnymi wgłębieniami. 


Nie używam cukru, bo "słodzę" je ogromną ilością surowych musów owocowych. Tym razem przygotowałam trzy:
- papierówki + cynamon
- nektarynki + imbir
- banany + gorzka czekolada
Owoce blenduję na gładką masę i dodaję przyprawy. 


wtorek, 7 sierpnia 2012

Zupa w 5 minut

Moje poszukiwania kulinarne prowadzą mnie często do tego, żeby jeszcze bardziej zainteresować się raw food. Jakbyśmy się nie oszukiwali najzdrowszymi gotowanymi frykasami, według mnie nigdy nie osiągniemy takiego poziomu wykorzystania składników odżywczych, jak przy spożywaniu surowego jedzenia - natura tak chciała, z naturą się nie dyskutuje!

Wiem, co to znaczy żyć kilka tygodni na surowym jedzeniu. I chwalę sobie ten stan. Jednak czasem brakuje mi czegoś, co ma konsystencję zmienioną pod wpływem obróbki termicznej. Chciałabym w przyszłości osiągnąć taką świadomość, która ukróci moje zachcianki, jednak na tę chwilę nie pozostaje nic innego jak redukowanie.

W chwilach słabości i tęsknoty z ciepłym posiłkiem służy mi, a i Wam posłużyć może, zupa, na którą przepis poniżej. Może nie w 5 minut, ale w 20 z pewnością, bo im krócej gotowane, tym lepiej.

Szybka zupa brokułowo-cukiniowa

- 300 ml wody filtrowanej (dość mało, bo lubię tę zupę naprawdę gęstą)
- 30 dag brokuła
- 40 dag cukinii
- średniej wielkości cebula
- 2 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek (!!)
- pół łyżeczki cukru*
- cytryna
- bazylia
- sól himalajska
- pieprz czarny

Brokuła zalewamy 300 ml wody, dodajemy cukier i wstawiamy na gaz. Gotujemy pod przykryciem! W tym czasie posiekaną cebulę szklimy na patelni z oliwą z oliwek, pod koniec dodajemy do nich czosnek i po minucie zdejmujemy wszytko z ognia. Na tę samą patelnię wrzucamy pokrojoną w kostkę cukinię i smażymy na dużym ogniu - tak, żeby w jak najkrótszym czasie nabrała lekko złocistego koloru. Po czym wrzucamy cukinię i cebulę z czosnkiem do wody z brokułem. Przyprawiamy solą, pieprzem, sokiem w wyciśniętej cytryny i gotujemy tak razem przez 2 minuty. Zestawiamy z ognia i blendujemy - warzywa nie muszą być miękkie, bo blender i tak sobie z nimi poradzi. Dodajemy oliwę z oliwek oraz bazylię, ewentualnie resztę przypraw, których wcześniej było za mało.

Smacznego!
Agniecha





Oliwa z oliwek ma smak, za którym nie przepadam, jednak skomponowaną ze składnikami tej zupy - uwielbiam, dlatego wlewam jej tutaj niewyobrażalnie dużo. 

* Cukier nie jest używamy do smaku, dzięki niemu brokuł nie traci swojego soczyście-zielonego koloru. 

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Słodkie zero kalorii

Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem uzależniona od słodkości. Kiedyś wydawało mi się, że tylko czekolada robi na mnie wrażenie, ale poddałam się pewnemu “testowi”, który polegał na  zjedzeniu tylu kawałków czekolady z minimum 70% kakao, ile się tylko da. Okazało się, że przyswojenie kilku jest nieporównywalnie trudniejsze, niż wchłonięcie całej Milki w pół godziny.  A wniosek taki, że to nie do czekolady, a do cukru wracam z taką ochotą. Moje eksperymenty ze zdrowymi cukrami trwają. Skutkiem ubocznym, nieco mnie zaskakującym, jest 10 kilogramów mniej mnie od początku 2012 roku. Jedna z najlepszych opcji niskokalorycznych słodzików, którą w tym czasie odkryłam, to stewia.

Stewia to roślina pochodząca z Paragwaju. Niepozorny krzaczek osiąga około 60-70 cm wysokości. Najwięcej słodkiej esencji skupia się w jego liściach. Po przeprowadzonych badaniach została dopuszczona do spożycia w Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach. W klimacie Polski najlepiej sadzić ją w połowie maja, a zbierać w połowie września lub nawet na początku października. Wraz ze skracającym się dniem następuje kwitnienie i w stewii spada poziom substancji odpowiedzialnych za jej słodki smak. Dlatego jeśli tylko zobaczymy na niej pierwsze białe kwiatki, powinniśmy ścinać liście.

Za słodki smak stewii odpowiedzialne są tak zwane glikozydy stewiolowe, które nie są trawione przez człowieka, a przez to dostarczają 0 kalorii, będąc jednocześnie 250-450 razy słodsze od cukru (sacharozy). Stewia rozpuszcza się w wodzie i alkoholach, nie zmienia swych właściwości pod wpływem ciepła, a więc można stosować ją prawie do wszystkiego. Tak słodka, a nie powoduje próchnicy, nie odżywia Candidi, obniża ciśnienie krwi i zwiększa tolerancję glukozy.

W polskim przemyśle spożywczym stewia prawnie może być dodawana do określonych produktów (tu lista), określana jest symbolem E960. Jeśli chodzi o sam słodzik, możemy kupić ją w formie: suszonych liści – całych lub mielonych, proszku, pastylek lub esencji. Liście zachowują najwięcej charakteru smaku rośliny – oprócz słodkości, również lekki ziołowy posmak; inne produkty są przetwarzane chemicznie, czasami z niepożądanymi dodatkami, ale komfort smaku jest zupełnie inny, bo zbliża się do cukru, który znamy i jest zdecydowanie bardziej skondensowany, a przez to wydajniejszy. Susz przez to najtańszy – za mielone 25 g zapłacimy już około 4 zł, koszt pastylek to powyżej 20 zł za opakowanie 250 sztuk, a 100 ml esencji ma cenę wahający się w okolicach 50 zł.

Mnie smak suszonych liści stewii zupełnie nie przeszkadza, no i ważne jest dla mnie naturalny charakter. Poniżej prosty przepis i niekaloryczne rozwiązanie na znany wszystkim napój, jakim jest lemoniada.

Lemoniada ze stewią

- 800 ml wody filtrowanej
- 1 cytryna (lub limonka, albo jedno i drugie)
- 4 listki suszonej stewii

Zalewamy w dzbanku 4 listki stewii. Odstawiamy na około pół godziny – dość powoli chłodna woda nabiera słodkiego aromatu. Potem dodajemy cytrynę. Szklanki wypełniamy lodem i rozlewamy lemoniadę.

Smacznego!

Agniecha




Słodkie i zdrowe idą w parze!



Chałwa - kiedyś niezbyt lubiany przeze mnie przysmak. Odkąd dowiedziałam się z czego się składa i mam tu na myśli sezam (najlepiej przyswajane białko ze wszystkich produktów, jakie spożywamy), często wybierałam ją zamiast czekolady. Był to etap, na którym nie uświadamiałam sobie jak dużo cukru zawiera... Ale cóż przyszedł czas poszukiwań i postanowiłam wymienić niezdrową chałwę ze sklepu, na odrobinę zdrowszy odpowiednik - chałwę na miodzie. I to nie jest moje ostatnie słowo temacie chałwy. 


Kokosowa chałwa na miodzie

- 150g ziarna sezamu 
- 50 g wiórków kokosowych 
- 5-6 łyżek płynnego miodu 

Ziarno sezamu mielimy blenderem do momentu uzyskania swego rodzaju mączki sezamowej (ja zostawiłam łyżkę niezmielonego ziarna). Dodajemy wiórki kokosowe i mieszamy z miodem. Na folii aluminiowej (dość grubej) układamy podłużne batoniki i zawijamy je w nią - tak ściśle, aby pomagały utrzymać im formę. Zostawiamy w lodówce przez około 4 godziny. Możemy według uznania dodawać do masy różnego rodzaju orzechy, nasiona i stosować polewy. 



Smacznego! 
Agniecha